Wczoraj lekki stresik, bo przekroczyłam nielegalnie cztery razy granicę (na szczęście żadnej z USA). Nielegalnie, bo plątałam się rowerem w okolicy trójstyku granic PL/SK/CZ, gdzie granica jest dość umowna, a drogi w lesie. Tam było spoko, ale wracałam po asfalcie przez przejście graniczne Jasnowice/Jablunkov, gdzie lubią się zaczaić pogranicznicy i łupać mandaty na bujanie się po strefie Schengen bez dowodu osobistego. A Czechom mObywatel nie wystarcza.
Muszę kupić takie dziaderskie etui na telefon, gdzie można wozić dowód, bo inaczej nie mam szans o nim pamiętać...
Bywam tu od 20 lat i powiem Wam, że otwarcie granic, to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Byłam tu 22 grudnia 2007 roku i robiłam kółka na przejściu granicznym w Cieszynie... Pierwszy dzień bez szlabanów. Nie spierdolmy tego...